Niech błogosławione będzie zdalne nauczanie czyli dlaczego nie jestem gamerem?

Tak naprawdę to wszystko zaczęło się od wykładu, na który nie zdążyłam. Paradoksalnie – ustawiłam budzik o dwie godziny za wcześnie. Jeśli kiedykolwiek wam się to zdarzyło, to doskonale wiecie, że to jedna z najbardziej zdradliwych rzeczy i nie można popełnić błędu, który popełniłam ja. Uznałam, że mam jeszcze czas, wróciłam do łóżka i skończyło się tak, że następnego budzika nie usłyszałam wcale.

Niewątpliwym plusem zdalnych jest fakt, że nie wpada się na aulę jak zadyszany debil. Absolutnie nie zmienia to tego, że minusem jest cała reszta, niemniej jednak dzisiaj pobłogosławiłam zdalne nauczanie w duchu. Dzierżąc papierosa w jednej ręce i kubek kawy w drugiej, kiwałam się nad laptopem, próbując przywrócić sobie chociaż parę punktów IQ, co by jednak coś z owego wykładu wyciągnąć. Podczas słuchania o tych wszystkich bezsensownych zadaniach, które przyjdzie mi zrobić, by w ogóle dostać dyplom, poczułam, że komuś muszę się pożalić i opowiedzieć o swoich refleksjach maści wszelkiej. Raczej nie miałam i dalej nie mam się co nastawiać, że zostanę internetowym Coehlo, bo o ile on całkiem sprawnie wplatał w swoje powieści mądrości, o tyle ja po prostu chcę sobie ponarzekać, a to z kolei sprowadza się jedynie do marudzenia, że mój sim znowu podpalił kuchnię, że stos prac na studia rośnie zamiast maleć (bo zamiast je robić przyglądam się jak mój sim podpala kuchnię) oraz że w lodówce mam tylko szparagi kupione na fali nieuzasadnionego optymizmu. Nie jest to najlepszy materiał na opowieść mającą porwać ludzkie serca i skłaniającą do refleksji.

Ja jestem prostym człowiekiem, to i prosto trzeba – postanowiłam założyć kanał na YouTube i zostać gamerem. Nie ma przecież nic lepszego, niż uruchomić po raz dziesiąty Assassin’s Creed i jeszcze grać ku uciesze ludu. Plan idealny, zwłaszcza że w jakiś sposób ukoiłoby to moje wyrzuty sumienia, że marnuję życie na gry. Pomysł musiał obumrzeć jeszcze szybciej niż się pojawił, bo mi się przypomniały parametry mojego laptopa. Gdybym dorzuciła do puli jeszcze program do nagrywania to najprawdopodobniej zająłby się na biurku razem z nowopowstałym kanałem i Assassin’s Creedem. Niezbyt zadowolona z tego faktu dodałam do listy rzeczy, na które chcę narzekać, kolejny podpunkt. Po poskarżeniu się absolutnie wszystkim, którzy w ogóle chcieli mnie wysłuchać, pozostał jednak niedosyt, a w pamiętniku było jakoś nudno. Może dlatego, że miało to tyle sensu, co odpowiadanie samej sobie. Kot również nie był skłonny do rozmowy.

Za dużo alternatyw nie zostało.

Także no.

Poza tym pośród Internetów śmiało mogę udawać wysoką i opaloną blondynkę, inteligentną jak Sherlock Holmes i sprytną jak Batman, co to blog prowadzi tylko z przypadku, bo powinna już dawno zbić większą fortunę niż Rowling. Niestety – nazwa tegoż mówi sama za siebie.

Witamy na Blogu o Nazwie Chwytliwej!

My, czyli ja, mój niewątpliwy talent i cała reszta tych mniej ważnych, którzy domenę postawili. Ale przynajmniej mam teraz swój własny kącik do wylewania myśli, a to już coś, więc z tego miejsca mimo wszystko składam na ich ręce podziękowania!

Wróćmy jednak do tematu. Czego można się po blogu spodziewać? Tak naprawdę wszystkiego. Będę tu publikować wszystko na co najdzie mi ochota. Czasami powylewam wiadro pomyj na swoje studia, czasem na siebie, a czasem na tego Sebę, co mieszka piętro niżej. Jednak lubię czasem napisać krytykę książki, czy filmu, więc nie widzę powodu, by się i tym nie podzielić. Będę komentować i krytykować treści, które zwrócą moją uwagę. Pojawią się tu zarówno zwarte artykuły, które mają wyczerpać temat, jak i posty bardziej osobiste, zawierające moje opinie. Zapraszam również do komentowania – ponarzekajmy sobie razem, albo i podyskutujmy, czemu nie, może dowiemy się czegoś ciekawego. Dlatego przybywajcie, czytajcie i rozgośćcie się, bo myślę, że może być fajnie.

Niestety nie mogę wyznaczyć konkretnego dnia na publikację – życie studenta jest ciężkie, a co jakiś czas zaskakuje nas niespodziewanie sesja, więc różnie to może być. Postaram się wypracować rutynę, by to jakoś ogarnąć, ale na razie po prostu śledźcie i jak wrzucę post, to będzie, a jak nie wrzucę, to znaczy, że go nie ma.

Niniejszym oficjalnie otwieram BONC!

*Pełne zachwytu owacje*

 

 

 

 

Jedna odpowiedź

  1. Madka pisze:

    Czekam na kolejne wpisy. Zapowiada się ciekawie:)

Skomentuj Madka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *